Komentarze: 4
a nic. tak rozmyślam sobie. o granicy między przyjaźnią a miłością.
to taka cienka linia. cieniuteńka. niewidoczna, ale wyczuwalna. nie można jej przekroczyć. pod żadnym pozorem.
a jeśli już się przekroczyło...?
mogło się zdarzyć, raz czy drugi. w końcu jesteśmy tylko ludźmi. ale nie przesadzajmy. albo zależy nam na przyjaźni, albo chcemy kochać.
przyjaciół też się kocha. niewątpliwie. ale nie oszukujmy się. to jest inna miłość niż ta, którą żywimy do partnera.
mówi się, że po najdrobniejszym, najmniej znaczącym nawet epizodzie miłosnym przyjaźń nie jest już możliwa. a jeśli jest?
czy przyjaźń może przerodzić się w miłość tylko dlatego, że do przyjaciela mamy zaufanie i mniej więcej znamy jego oczekiwania? czy można być z kimś z przyzwyczajenia?
ludzkie uczucia to gra, w której trzeba jasno określić zasady, jeszcze zanim rozda się karty. nie powinno tu być miejsca na manipulację uczuciami. można kochać przyjaciela i przyjaźnić się z partnerem, ale to nie oznacza tego samego.
nie wiem, do jakich wniosków ma mnie doprowadzić ta notka.
może ma mnie oczyścić z wszelkich wątpliwości?
przyjaciół trzeba szanować. przyjaźń trzeba pielęgnować. trzeba dbać o nią jak o egzotyczny kwiat, trzeba na nią chuchać i dmuchać, by nie stała się jej krzywda.
miłość też jest krucha, ale ona nie wybiera. możemy decydować, z kim będziemy się zadawać, ale nie jesteśmy w stanie tak po prostu wybrać sobie z tłumu człowieka, w którym zadurzymy się po uszy.
to ponoć samo przychodzi.
czekać czekać czekać.
nie warto przekształcać przyjaźni w związek, nawet jeśli na pozór wydaje się to być fantastycznym pomysłem.
chyba, że na świecie nie ma nikogo bardziej pociągającego niż nasz własny przyjaciel. wtedy owszem. szczęśliwej drogi.
ale w przeciwnym przypadku...
czekać czekać czekać...